piątek, 9 sierpnia 2013

Ciuchy, ciuszki...



Na moim osiedlu otwarto nowy ciucholand. 
Nie byłaby to taka sensacyjna wiadomość, gdyby był to taki zwykły ciucholand, szmateks, ciuch lub z angielska second-hand. To sklep z ubrankami dziecięcymi, ale znaleźć tam można też wiele akcesoriów typu ręczniki, kocyki, skarpetki, śliniaczki, nakrycia główki, butki, nawet laktatory, sterylizatory, nosidełka, smoczki, łyżeczki - no, słowem: co się dodatkowo trafi. Ubranka są pięknie porozwieszane rozmiarami, każde na oddzielnym wieszaczku, opisane z ceną (z reguły nie przekraczającą 10zł) i rozmiarem. Ubranka głównie markowe, praktycznie nie zniszczone, czasem nawet z metkami, raczej nie wysmolone w transporcie. Po prostu cudeńka! Nie skłamię, jeśli stwierdzę, że w szafie/komodzie Igi znajduje się ok.90% ubranek z drugiej ręki. Póki jest mała i zestaw ciuszków w jednym rozmiarze starcza jej na ok.3 miesiące, to dostęp do tanich, a przede wszystkim ładnych ubranek uważam za wspaniałą sprawę! Potem, kiedy jeden set ciuszków będzie w użyciu przez pół roku, nawet rok - widzę większy sens w zainwestowanie PLNów w nowe ubranka. Bo ceny w normalnych sklepach przerażają: za zwyczajną sukieneczkę trzeba zapłacić od 40-50 zł do nawet 130zł ! To taka sama cena, jak za sukienkę dla mnie! Świat się kończy! 
Poniżej nasze ostatnie "łupy" (jak to nazywają szafiarki z Premierówną na czele) z Szafy Malucha
Dodałabym jeszcze zdjęcia z samego sklepu, bo wnętrze jest naprawdę miłe dla oka, ale niestety jako początkująca blogerka nie mam jeszcze nawyku fotografowania swojego otoczenia, więc może z czasem dodam te fotki. A póki co - enjoy!


PS. Post nie jest (niestety) sponsorowany!





1 komentarz:

  1. Jakie cudne ciuszki, w ogóle nie widać, że z second handu - i właśnie za to tak lubię ciucholandy :)

    OdpowiedzUsuń